Fobia zdrowotna!
Co to za licho?
Co to za licho?
W XXI wieku wszystkiego można się spodziewać, to dlaczego nie fobii zdrowotnej?
Ale czy to licho dopadło nasze społeczeństwo dopiero teraz?
Nie musiało. Ono istnieje od lat. To nic innego, jak pospolita nazwa nadana przez specjalistów zaburzeniu psychicznemu, jakim jest hipochondria.
Do tego szkodzący temu zjawisku internet.
Taki sobie użytkownik sieci, odczuwający, np. bóle brzucha, wzdęcia, biegunki, od razu w wyszukiwarce wstukuje swoje objawy i co znajduje? Wrzody ( to w najlepszym razie), chorobę Leśniowskiego-Crohna lub... nawet raka jelit.
To już nie można mieć normalnej biegunki, jak poczyta się, co wyprawia się w polityce?
Jak w perfidny sposób politycy wykorzystują nas potencjalnych wyborców, aby właśnie na nich, a nie na tych złych zagłosować?
I jak tu teraz odróżnić fobię zdrowotną, czyli hipochondrię od prawdziwego rozstroju nerwowego?
Mam jednak nadzieję, że wydawcy czasopism medycznych nie kierowali się w momencie wypuszczania na rynek swoich tytułów nadmiernej liczby hipochondryków w społeczeństwie. Bo skądinąd wiadomo, że są oni jednak stałymi czytelnikami tych czasopism i...
"chorują" na każdą nowo odkrytą chorobę. Stosują też na własną rękę reklamowane leki, mające wyleczyć niejasno opisane problemy zdrowotne. Zapewnienie lekarzy, że są zdrowi, nie zmniejszają niepokoju, a często niosą rozczarowanie brakiem wyraźnego problemu medycznego
(Źródło: Hipochondria Moja psychologia)
Marian Załucki - "HIPOCHONDRYK"
Jak wytłumaczyć mam to sobie,
Ja już doprawdy nie wiem sam:
Dość wspomnieć przy mnie o chorobie,
A już na wieczór
Ja ją mam!
Dostanie ktoś w Warszawie grypki,
To mną w Krakowie
Tak już trzęsie!
Widocznie taki refleks szybki,
Czy coś w tym sensie...
Ja już nie piję,
Już nie palę,
Kobieta to mój ciężki wróg.
I kąpię się w kaloszach stale,
Ażeby nie przemoczyć nóg!
Na każdą zważam już przestrogę.
Nawet –
Gdy złapać tchu nie mogę –
To ja nie łapię!
(Ani mi w głowie:
Niech łapią ci, co mają zdrowie!)
Oszczędzam się na każdym kroku:
W ogonkach nie stoję!
(Wchodzę z boku.)
Alkohol też nie.
Polak – abstynent
Zawsze bez względu na kontynent,
Chyba, że rano i w południe.
I co? – Paskudnie.
Tu raz mnie kłuje, tam znowu raz,
W piersiach orkiestra gra mi – jazz.
Nadto już któryś z rzędu rok,
Gdy portfel swój przeglądam czule,
Czuję, że zepsuł mi się wzrok:
Pieniędzy nie widzę w ogóle...
Iść do lekarza?
Pomysł mądry,
Ale ja nie mam już ochoty:
Popuka, powie:
„Hipochondryk!”,
A potem powie –
„Sto złotych!”
Diagnoza trafna, co do joty,
Ale gdy idzie... o kwotę!
Bo ja poważnie:
Na drugim świecie
Już jedną nogą byłem na poły,
Tą lewą. Tak...
Wróciłem przecie.
Ustrój nie dla mnie:
Same anioły!
A zaczęło się dosyć dziwacznie:
Z początku noga zdrowa jak rydz.
Sam czekam, kiedy to się zacznie,
Rok,
Drugi,
A noga nic.
Już diabli brali mnie powoli,
Już cierpliwości było brak:
Co to za noga, co nie boli?
Chora czy jak?!...
Aż raptem czuję,
Że gdy chodzę,
To mnie coś kłuje – w lewej nodze,
Stanę - nie kłuje.
Dziwne kłucie!
A w sercu zaraz złe przeczucie.
Szedł właśnie pogrzeb jakiś bowiem...
Dwie damy w czerni...
Więc ja do dam:
„Jak się nieboszczyk czuł ze zdrowiem?”
Rzekły, że kłucia miał.
Ja mam!
O tutaj w nodze -
Kiedy chodzę.
(I im tłumaczę, jak mnie boli...)
Nieboszczyk wprawdzie miał nie w nodze,
Lecz tu czy tam -
To nie gra roli...
Stłumiłem w sercu gorzki lament.
Co robić?
Testament?
Nie mam pieniędzy,
Nie mam domu -
A cóż by tu zapisać komu?
Chyba, że wszystkich mych lekarzy
Obdarzę pewną cenną rzeczą:
Oddam im ich recepty w darze
- Niech sami się leczą...
A pewnej miłej pani Ali
Swe serce dać miałbym ochotę...
Niech sprzeda je
W Jubilerskiej Centrali,
Bo było prawie jak złote!
Niech żąda dużo,
Proszę ja ją!
Ale niech bierze, ile dają.
-----------------------------------------
Nie umarłem jednak w terminie,
Bo potem przeszło mi to kłucie...
Dziwny przypadek w medycynie:
Gwóźdź był w bucie!