Późna jesień.
Zapowiadają mróz. To już nie pierwsza taka noc, gdzie temperatura spada dużo poniżej zera. Wanda wraca z pracy, ale nie do własnego domu. Odbiera córkę z przedszkola i udaje się z nią do rodziców. Nie musi się śpieszyć do bloków, mąż jest w delegacji, wróci późnym autobusem z Warszawy. Oj, żeby nie było zbyt późno, bo kto pójdzie po mleko dla córki. Przecież w końcu zamkną mu furtkę przed nosem i czym nakarmi dziecko? Ostatecznie mała ma już ponad 2 lata, nie musi akurat dziś pić mleka na kolację. Wanda nie ma zamiaru iść na koniec miasta z kanką po mleko.
Jest w ciąży, co prawda, dopiero początek, musi się oszczędzać.
U rodziców dowiaduje się przykrej sprawy. Starsza kobieta, znajoma mamy nie wróciła do domu, w którym mieszka ze swoją córką. Gdzie ona może być? Martwi się jej córka i cała rodzina Wandy. Przecież to staruszka, pamięć jej szwankuje, właściwie początki demencji starczej.
Postanowione, zgłaszają zaginięcie kobiety. To jednak nikogo nie uspokaja, bo nadchodzą przymrozki, zbliża się noc. Wanda jest niezwykle poruszona. Wyobraźnia jej faluje. Już widzi samotnie błąkającą się kobietę oczekującą pomocy. Fizycznie nie można nic zrobić, jak tylko biegać po ulicach miasta i dopytywać na przystankach, dworcach, czy ktoś nie zauważył jej.
Jednak Wanda ma przy sobie córkę, a w sobie jeszcze jedno maleństwo około 2-miesięczne. Los zafundował jej niepotrzebne, jak na taki stan emocje.
Wraca do domu z dzieckiem, zastaje męża, który właśnie szykuje się do wyjścia po mleko.
Jest już bardzo późno. Wciąż czekają na dobrą wiadomość o zaginionej. Niestety, nie nadchodzi. To nie koniec złych wiadomości. Wanda czuje, że coś się z nią dzieje. Idzie do łazienki i truchleje. Krwawi.
Przybiega przyjaciółka mieszkająca obok, aby zająć się dzieckiem, a mąż zawozi ją do szpitala. Dyżurny młody ginekolog stwierdza odklejanie się łożyska. Dziwi się, dlaczego Wandzie tak zależy na utrzymaniu ciąży. Przecież już ma jedno dziecko. Młoda kobieta ma już dość zgryzot jak na jeden dzień. Dlaczego ten bezduszny lekarz jeszcze ją dobija?
To nie on ma dawać zalecenia Wandzie, to ona nakazuje mu walczyć o dziecko.
Czekają na wynik badania. W probówce na dnie, w badaniu moczu, powinno być widać jakiś krąg świetlisty, co wskazywałoby, że ciąża żyje. Lekarz tego nie potwierdza. Twierdzi, że ciąża obumarła i proponuje zabieg usunięcia. Wanda nie zgadza się i czeka na ordynatora, który będzie w szpitalu dopiero za 2 dni. Jest na jakimś sympozjum.
Noc koszmarna. Myśli o zaginionej plączą się z obawą o utratę dziecka. Bez przerwy modli się o 2 sprawy: o życie dziecka i o odnalezienie kobiety. Nie pomaga to wyciszeniu, jakie zalecają pielęgniarki. Następują dalsze krwawienia. Jakby tego było mało, musi wysłuchać wymówek obsługi i pielęgniarek, że zniszczona została pościel szpitalna. Podobno powinna przewidzieć, że krwawienia będą następować i tę obskurną koszulinę, w jaką ją szpital ustroił, ochronić. Właściwie, to ledwo ukrywa wybuch płaczu. Przecież nie zezwolili jej włożyć własną bieliznę.
Następnego dnia po południu mąż przynosi jej miłą wiadomość Kobieta znajduje się. Wsiadła do pierwszego lepszego autobusu i dojechała nim na jakąś wioskę. Tam tułała się bez ciepłego odzienia. Gospodarze, myśląc, że to bezdomna osoba, traktowali ją niezbyt przychylnie. Zmarznięta, po nocowaniu, prawdopodobnie na dworze, odmroziła sobie palce u nóg. Zgłosili na posterunek milicji następnego dnia fakt błąkającej się kobiety, przemarzniętej i nie utrzymującej kontaktu z otoczeniem.
Wanda odżyła. Nie ma jeszcze co prawda ordynatora, ale serce matki czuje, że mimo krwotoków, dziecko żyje. Nie może być inaczej. Przecież nie zmrużyła oka w nocy, tak żarliwie się modliła. Nie pójdzie na żaden zabieg!
Jak to im łatwo nazwać uśmiercenie dziecka - "dokonaniem zabiegu" .
Cały dzień leży w łóżku. Zabiegi sanitarne wykonują pielęgniarki, salowe. Następnego dnia rano położna stwierdza, że już dość leżenia, teraz samodzielnie Wanda musi udać się do łazienek.
Niestety daleko nie uszła, bo zaraz na korytarzu zemdlała, pierwszy raz w życiu. Obudziła się, kiedy ta sama położna okładając ją ręką po twarzy, aby ją docucić, z udawanym zdziwieniem w głosie pytała:
- A kto to kazał pani wstawać z łóżka w takim stanie!
Przyjechał ordynator. Badania ciążowe wznowione. Po pewnym czasie Wanda jest wezwana do gabinetu lekarza i ma okazaną probówkę z pięknym pierścieniem - oznaką życia, wymodlonego życia swojego dziecka.
Droga w Santo Domingo _Płaskorzeźba wyryta w zboczu |
Nie ważne, że na skutek leku, jaki brała, aby utrzymać ciążę, ledwo wywinęła się 2-krotnie od śmierci. Raz podczas porodu, a później po upływie kilku dni po nim.
Teraz Wanda ma dwie dorodne dorosłe córki i jest zagorzałą zwolenniczką ruchu obrony życia.
Ta młodsza córka, wyrwana śmierci, nosi w klapie żakietu znaczek 2 maleńkich srebrnych stópek.
Jest członkiem Bractwa Małych Stópek. Jest to ogólnopolska wspólnota osób, które nie tylko uważają się za obrońców ludzkiego życia i uznają jego niepodważalną wartość od poczęcia aż do naturalnej śmierci, ale także podejmują konkretne działania, by przeciwstawić się cywilizacji śmierci.
Nazwa bractwa pochodzi od symbolu tej grupy – metalowego znaczka przedstawiającego w naturalnej wielkości stópki 10 – tygodniowego nienarodzonego dziecka.
Właśnie mniej więcej tyle tygodni miało dziecko Wandy, kiedy walczyła o jego życie. To właśnie takie stopki wyrywaliby żyjącej przecież wtedy córeczce, gdyby nie walczyła o nią.
Jest członkiem Bractwa Małych Stópek. Jest to ogólnopolska wspólnota osób, które nie tylko uważają się za obrońców ludzkiego życia i uznają jego niepodważalną wartość od poczęcia aż do naturalnej śmierci, ale także podejmują konkretne działania, by przeciwstawić się cywilizacji śmierci.
Nazwa bractwa pochodzi od symbolu tej grupy – metalowego znaczka przedstawiającego w naturalnej wielkości stópki 10 – tygodniowego nienarodzonego dziecka.
Właśnie mniej więcej tyle tygodni miało dziecko Wandy, kiedy walczyła o jego życie. To właśnie takie stopki wyrywaliby żyjącej przecież wtedy córeczce, gdyby nie walczyła o nią.