Translate

sobota, 5 marca 2016

NIE TYLKO ŚCIANY MAJĄ USZY

      Pedagogiki uczyli mnie parę lat. Powinno coś w tej głowie pozostać. Jeśli popełniam jakieś błędy w tej dziedzinie, powinnam się wstydzić do tego przyznać. 




   Rozmawiam ze znajomymi (w obecności ponaddwuletniego wnuczka) na temat metod wychowawczych maluchów. Wciąż spoglądam na "podopiecznego" urwisa, aby krzywdy sobie nieopatrznie nie wyrządził, ale upewniona, że jest zaabsorbowany sprezentowaną przez znajomych zabawką, rozmawiamy dalej. 

   Kary, nagrody, klapsy,  przeczekanie złych humorów, rozmowy - przewijają się różne terminy pedagogiczne. Nie wiem, które z nich  trafiają do świadomości naszego młodego, podczas jego obojętnej, jakby się wydawało postawy wobec nas, dyskutujących.

    Nagle dziecko podnosi się z dywanika spośród zabawek i podchodzi do kącika przy kominku i pyta: - A to? 

   Ostatnio zapytuje nas o wszystko w tej samej formie. Myślałam, że poczeka z tym zainteresowaniem otaczającego świata do trzeciego roku życia. Później może przyjmie inną formę:"co to?"

Chodziło mu jednak zgoła o coś  innego. 

   Usłyszał. że niektórzy rodzice stosują karę stawiania w kącie  niesfornego  dzieciaka, dopóki się nie zastanowi nad swoim postępowaniem, albo z góry wyznaczają czas odbywania takiego zniewolenia. 

Nie tylko ściany mają uszy, dzieci też.

    Nasz maluch usłyszał, że to jest kącik, skojarzył sobie z opowiadaniem, więc stanął sobie w nim, ale coś mu nie pasowało. Nie widział sensu, bo i zabawek tu nie ma i nikt z nim się tu nie bawi. Postał sobie trochę, poobracał do ściany i nagle przybiegł do mnie, pacnął mnie w udo, wyżej nie mógł i wrócił do kąta. 



    O teraz, pomyślał sobie, jest sens stania w kącie. I to mu się spodobało. Kilkakrotnie najpierw podbiegnie do kącika, przypomni mu się, że to nie taka kolejność zdarzeń i nic nie da, więc szuka sobie powodu stania przy kominku. Mimo, że w domu alarm : "Kryć, się kto może!", to i tak jakaś ofiara się znajdzie, żeby nie wiem, jak długo miał gonić.

     A tak było pedagogicznie do tej pory!
 Dzieciątko po spłataniu figla, lub jeśli coś zbroi, na co już rodzice ani dziadkowie nie mogą oka przymknąć, zostaje poproszone do innego pomieszczenia i tam prowadzona jest intymna rozmowa. 
W zależności od sytuacji padają wyciszonym, spokojnym głosem, różne teksty:
"Popatrz mi w oczy, nie kręć główką na wszystkie strony, ale popatrz prosto mi w oczy".
"Wiem, że jesteś zdenerwowany, bo nie podobało ci się......."
"Czy to Cię zdenerwowało? "
"Wszyscy Cię kochamy...."
"Jest nam przykro, że tak się zachowałeś..."
"Teraz zastanów się, a potem idź do.... i  przeproś......"
 Mały bierze czynny udział w tym dialogu, kiwa główką, ucieka wzrokiem lub potakuje.
    Drzwi pokoju "przesłuchań" (często jest to łazienka) otwierają się - dziecko, albo biegnie do pokrzywdzonego członka rodziny, albo baaaaardzo się ociąga, ale zawsze robi "aja", czyli gładzi rękę lub gdzie tam sięgnie i cmoka w policzki, koniecznie w każdy. 

     Nie przeszkadza mu to wcale, żeby za dwie minuty, znów pacnąć w nogę osobę zwracającą mu uwagę. To samo czyni z zabawkami, kiedy je poniewiera, a potem cmoka każde i gładzi. 
Jest też metoda, aby nie zwracać uwagi, ale częstotliwość pacnięć zwiększa się, bo jak można dziecko ignorować, no jak?

    Dzisiaj brakło nam już cierpliwości i po przepychankach stwierdziliśmy z mężem, że okażemy mu obojętność, albo obrazimy się. 
Dziecko zostało uprzedzone, że zostaje samo w pokoju, dziadkowie są obrażeni i wychodzą do sypialni. Mały ma się zastanowić nad swoim postępowaniem, później, jeśli będzie gotowy, powinien zapukać do naszych drzwi.

    A jakże, zastanowił się, popatrzył przez zamgloną szybkę drzwi i zamiast zapukać .......dotknął  klucza, zaczął nim manipulować i zapadka opadła, ku swojemu, zapewne, zaskoczeniu.  Z klamką jeszcze sobie nie radzi, a do klucza sięgnął. Dziadkowie uwięzieni na własne życzenie. Dziecko nie świadome, co się stało, dalej zabawia się kluczykiem, zapominając o kajaniu się przed opiekunami.

       Kiedy już nas minęła głupawka (to taki śmiech, którego nie można opanować i  dobrze, żeby wtedy była blisko toaleta), ucieszyliśmy się, że jesteśmy na parterze.  Za drzwiami malutki urwis, który potrzebuje nadzoru i opieki. W domu oprócz nas nie ma nikogo więcej. Na ogół zamykam drzwi wejściowe. Całe szczęście, że chociaż tam nie dotarł, bo tego dnia były otwarte.

A gdybyśmy zainstalowali wcześniej kraty w oknach?



      Ciekawe, co pomyśleliby sąsiedzi, gdyby widzieli mężczyznę wyskakującego  oknem z sypialni?

      Wyobrażam sobie, gdybym miała jakichś plotkarskich sąsiadów (a mam przyzwoitych, zapewniam).

      Mogłoby to tak wyglądać:

   Sąsiadka od strony zachodniej domu reaguje na informację sąsiadki od strony wschodniej, że mój mąż przed chwilą wrócił do domu:

 -Ależ, proszę Pani, właśnie przed chwilą wyskakiwał z okna sypialni jakiś facet! 
- Co Pani mówi, ciekawe, czy sąsiad go zastał i pogonił, czy wcześniej sam czmychnął?
- Ciekawe, jak to przyjął sąsiad, bo sąsiadka chodzi w ciemnych okularach, ciekawe dlaczego?
- A na takich porządnych ludzi mi wyglądali.
- Widzi Pani, jak to pozory mylą.