Przyjechaliśmy do parku EPCOT – parku
rozrywki w Orlando, czyli do Disneylandu. Wybrała się niemal cała rodzinka.
Tadeusz został w domu a Kasia wyjechała liniami Amtrak sama do Tampy, na
przeciwległy brzeg Florydy. Umówiła się z kolegą z Kalifornii, który tymczasowo
dorabia sobie na Florydzie na
kontynuowanie studiów. Poznali się w ubiegłym roku, kiedy podróżowała miesiąc
po Stanach. Nie jestem z tego zadowolona, ale Rela uspokaja mnie:
- Ciociu, przecież Kasia z koleżankami Amtrakiem przejechała w ubiegłym roku całe Stany i nie zginęła. Wtedy jej zaufałaś, zaufaj i
teraz.
Ma rację, ale szkoda, że nie zobaczy atrakcji w Disneylandzie, bo to
specjalne pokazy przygotowane na
Millenium. Tylko w tym roku i już nigdy więcej.
Wita nas widok ogromnej perłowej kuli. Obok ogromna ręka Myszki Miki
z „magiczną różdżką”. Na szczycie tej
kuli w kształcie łuku umieszczona jest konstrukcja tworząca napis „2000”.
- Czasza kuli jest pięknie podświetlona wieczorem. Zostaniemy dziś tu dość długo, bo będzie
pokaz iluminacji, to dopiero zobaczycie, jaka jest piękna – obiecuje Krystyna – Zresztą atrakcji nie
zabraknie.
- Jaka ta kula ogromna ! –
podziwiam – ciekawa jestem jaką ona ma średnicę ?
- Podobno kula ma 18 pięter, a
ręka Myszki Miki aż 24 - słyszę Relę. –
A przecież nad nią jest jeszcze ten napis „2000”.
- Jakąś znajomą bryłę mi to przypomina - twierdzi Henryk. – Już wiem, podobną konstrukcję miało Expo 67 w
Montrealu.
Jako inżynier budowlany , zainteresowany jest konstrukcją tego obiektu.
- Wiesz wujku, Walt Disney
World w Orlando przeorganizował na
okazję Millenium cały kompleks
swych obiektów - opowiada Rela, chociaż
John zrobiłby to nie gorzej jednak nie
mówi po polsku. Rozumie naszą rozmowę, ale krępuje się, ponieważ bardzo kaleczy
ten język.
Kupujemy program EPCOT, a w nim dowiadujemy się, że:
teoretycznie
kula składa się z 11520 razem równoramiennych trójkątów tworzących 3840
punktów. W
rzeczywistości, niektóre z tych trójkątów są częściowe lub całkowicie nie
istniejące ze względu na podpory i drzwi. W rzeczywistości tylko 11324 są
pełnymi posrebrzanymi trójkątami a 954
częściowymi lub pełnym płaskimi trójkątami. To wszystko tworzy górną kopułę kuli.
Druga kopuła jest zawieszona od dołu, kończąc kulisty kształt. Pierścień i kratownice tworzą strukturę podobną do tabeli, która oddziela górną kopułę od dolnej.
Cel wyglądu tej monolitycznej kuli osiągnięto, w sposób architektoniczny dzięki strukturalnej sztuczce. Spaceship Earth to w rzeczywistości dwa słupy konstrukcyjne. Sześć nóg umocowanych jest na palach, prowadzonych do 160 metrów w głąb miękkiej ziemi Central Florida. Te nogi obsługuje stalowy pierścień w kształcie pudełka . Na tym jest osadzona górna część struktury budowli.
Poniżej pierścienia osadzona jest dolna cześć kopuły. Siatka z kratownic wewnątrz pierścienia obsługuje dwie spiralne struktury systemu jazdy i show. Okładzina została zaprojektowana tak, że gdy pada deszcz, woda nie wylewa się na boki na ziemię. Wszystkie wody są zbierane przez małe szczeliny do systemu rynnowego i ostatecznie kierowane do Zalewu Showcase.
Druga kopuła jest zawieszona od dołu, kończąc kulisty kształt. Pierścień i kratownice tworzą strukturę podobną do tabeli, która oddziela górną kopułę od dolnej.
Cel wyglądu tej monolitycznej kuli osiągnięto, w sposób architektoniczny dzięki strukturalnej sztuczce. Spaceship Earth to w rzeczywistości dwa słupy konstrukcyjne. Sześć nóg umocowanych jest na palach, prowadzonych do 160 metrów w głąb miękkiej ziemi Central Florida. Te nogi obsługuje stalowy pierścień w kształcie pudełka . Na tym jest osadzona górna część struktury budowli.
Poniżej pierścienia osadzona jest dolna cześć kopuły. Siatka z kratownic wewnątrz pierścienia obsługuje dwie spiralne struktury systemu jazdy i show. Okładzina została zaprojektowana tak, że gdy pada deszcz, woda nie wylewa się na boki na ziemię. Wszystkie wody są zbierane przez małe szczeliny do systemu rynnowego i ostatecznie kierowane do Zalewu Showcase.
- No to może
zaczniemy zwiedzanie od tej kuli.
Ciekawe, czym nas zaskoczy? – pyta Henryk.
-
Nie wejdziesz, nie doświadczysz- odpowiada Rela.
Ustawiamy się w kolejce w oczekiwaniu
na wejście na pokaz , który odbywać się będzie wewnątrz kuli. Wsiadamy do
wagoników omnimover. Mamy przez 15 minut być uczestnikami pokazu. Siedzę obok
Krystyny, bo będzie mi tłumaczyć mowę spikera. Henryk w tym samym wagoniku obok Reli, Johna ich dzieci, Gaby i Stephana.
Trochę boję się, bo jest ciemno i nie
mogę sobie wyobrazić, jak będziemy się wspinać. Na ogół nie mam obaw przed jazdą
w górę, ale za to wszelkie zjazdy odczuwam jakimś niepokojem w żołądku, a tu,
jak będzie? Chyba Krystyna nie narażałaby nas na niepotrzebne sensacje?
Odbywamy częściowo w ciemności, częściowo w podświetleniu podróż w czasie. Jesteśmy świadkami początków prehistorycznego człowieka . Wagoniki mimo , iż spiralny tor jazdy wznosi się, utrzymują właściwy poziom. To już mnie uspokaja, i daje nadzieję na łagodne odczucie jazdy. Robimy kilka przystanków, gdzie jesteśmy świadkami ważnych przełomów w komunikacji w całej historii, krok po kroku, m.in. od wynalezienia alfabetu do stworzenia prasy drukarskiej aż po komunikację za pośrednictwem komputerów. Pokazywany jest postęp technologii 20-tego-wieku.
Podjeżdżamy pod kolejne podświetlone historyczne scenki rodzajowe, które łączą się razem, zachodzą na siebie, jak na obwodzie spiralnego toru jazdy. W tych scenkach zastosowana jest animatronika figur. Słyszę głos narratora, wraz z bardzo prostą i spokojną kompozycją orkiestry. Krystyna jest moim osobistym tłumaczem. Scen jest dość dużo. W jednej z nich Michał Anioł maluje sufit Kaplicy Sykstyńskiej, w innej Gutenberg pracuje w drukarni.
W innym miejscu gazeciarz proponuje prasę, a klipy przedstawiają rozwój filmu, radia i telewizji. Dziewczynka i chłopiec komunikują się za pomocą Internetu między Ameryką a Azją.
Pojazdy w końcu osiągają wysoką przestrzeń a na szczycie jazdy, tunel rozświetla się, głos orkiestry wzmacnia się w sposób triumfalny i widzę na suficie kuli planetarium z gwiazdami, Drogą Mleczną, planetami a przede wszystkim najbliższą i największą ,,Ziemię,,
Scenki rodzajowe znajdują się raz po jednej stronie toru jazdy, innym razem po przeciwnej. Nie sprawia mi to różnicy, ponieważ wagoniki mają zdolność obracania się o 180 stopni.
Dalej wagoniki zjeżdżają w dolną część. Rozpędzają się, piszczymy, gdy nagle spowalniają swój bieg i wjeżdżamy do jasnego „Laboratorium Ziemi”.
Jest tu prezentowany pomysł na temat przyszłości rolnictwa. Wszystkie rośliny uprawiane są przez różne metody hydroponiki w piasku, perlicie, włóknie kokosowym i wełnie mineralnej.
Pełni wrażeń fizycznych i emocjonalnych pozostawiamy obiekty i wypożyczamy specjalne wózki dla dzieci.
Jestem zdziwiona, bo nie mamy z sobą żadnych niemowlaków. Będziemy wygodniej przemieszczać się po parku. Do pchania zaangażowali się panowie.
Mój mąż trochę się opierał, ale Myszka szybko przełamała jego opory.
Wszyscy jesteśmy po trosze wciąż dziećmi.
Gaby przytula się do Myszki. Ja też poczułam się jak dziecko, bo Myszka zaprasza mnie do wspólnego zdjęcia.
Stephan wolałby bawić
się dzisiaj w innej części, gdzie np.: można się zsunąć po wielkiej zjeżdżalni
wychodzącej z najwyższego punktu kolorowego zamku wprost do basenu. Z daleka
widać bajeczny kolorowy zamek realnych
rozmiarów.
Wysoko , jakby z ostatniego piętra z radosnym krzykiem zmieszanym z głosem strachu a czasem piskiem i suną w
dół rozbawione dzieci, wpadając na końcu do wody. Na dole kłębią się w
rozbryzganej wodzie ci, którzy już wygrzebują się z niej i mają nadzieje
powtórzyć ten zachwycający proceder.
My tylko przechodzimy obok, bo podobno mamy za mało czasu, abyśmy dorośli dzisiaj mogli zdążyć obejrzeć to, co dla nas jest zaplanowane. Gaby z braciszkiem jeszcze próbują namówić na przejażdżkę omnimoverami wśród ciemnych zakazanych miejsc, skąd nagle wyłaniają się goryle lub inne niebezpieczne i straszne stwory. Niestety, Rela mu skutecznie tłumaczy:
My tylko przechodzimy obok, bo podobno mamy za mało czasu, abyśmy dorośli dzisiaj mogli zdążyć obejrzeć to, co dla nas jest zaplanowane. Gaby z braciszkiem jeszcze próbują namówić na przejażdżkę omnimoverami wśród ciemnych zakazanych miejsc, skąd nagle wyłaniają się goryle lub inne niebezpieczne i straszne stwory. Niestety, Rela mu skutecznie tłumaczy:
- Przecież nie jesteście pierwszy raz, ale i nie ostatni. Przyjedziemy
niedługo znowu, ale dzisiaj pokażemy atrakcje Cioci Tereni i wujkowi Henrykowi,
to co najbardziej ich może zainteresować. Trzeba kilku dni, albo i więcej, żeby
wszystko pokazać. A może zjemy coś?
Teraz przemieszczamy się nad wielki akwen, wokół którego wydzielone są
obszary dla różnych krajów z charakterystycznymi dla nich budowlami, np.
Francja ma wieżę Eiffla, Japonia –
pagodę, Meksyk - piramidę, Włochy – mały Plac św. Marka. W każdym z tych
obszarów dany kraj prezentuje swoją kulturę poprzez atrakcje i sklepy
obsługiwane przez swoich obywateli. Wszystkiego nie sposób zwiedzić w jeden
dzień. Już trochę zgłodnieliśmy
- Może pójdziemy do Azjatów? –
zaproponowała Krystyna. - Idziemy do sektora japońskiego.
Na czubku mieści się
iglica z brązu, złota a wiatr wygrywa kuranty i gra na dzwonkach. Wokół piękne
ogrody, doskonale utrzymane. Strumienie wody wędrują po szlakach między
wyszukaną zielenią i skałkami.
-
Wiecie, że ta pagoda wzorowana jest na sanktuarium w Nara zbudowanym w roku
700? – uświadamia nas Rela.
- Ale masz wiedzę, Relu – podziwiam ją .
- Ciociu, byłam tu, w Disneylandzie, kilka razy – wyjaśnia Rela. -
Przecież dzieci chętnie tu odpoczywają. Oczywiście one ciągną do zabaw i gier,
ale czasem podsuwamy im trochę wiedzy o kulturze innych krajów, nim sami zaczną
jeździć po świecie. Jeszcze tego nie rozumieją, ale kiedyś to docenią.
Przechodzimy przez sklep w domu
towarowym Mitsukoshi.
Zatrzymujemy się przy stoisku ze sprzedażą pereł hodowlanych. W wielkiej kadzi na dnie leżą małże. Można za niewielką kwotę wyłowić sobie którąś losowo.
Zatrzymujemy się przy stoisku ze sprzedażą pereł hodowlanych. W wielkiej kadzi na dnie leżą małże. Można za niewielką kwotę wyłowić sobie którąś losowo.
- Teresa, spróbuj , może masz szczęście i wyłowisz czarną perłę – kusi
mnie mąż.
Opieram się lekko o ściankę wielkiego
naczynia, które w części jest z wierzchu przykryte blatem szklanym. Tak się
zaoferowałam, że trzymana w ręce portmonetkę upuściłam w wodę, sądząc ze mam
pod ręką szklany blat. Wyławiam ku uciesze rodzinki i gapiów nie tylko małże,
ale również wygrzebuję z dna portmonetkę. Całe szczęście, że mam tylko 10 dolarów i trochę moniaków. Grubszym
portfelem dysponuje Henryk. Dolar
amerykański wytrzyma taką kąpiel bez uszczerbku. Po otwarciu wyłowionej perły
stwierdzam, że to nie oczekiwany kolor perełki. Dobre i to.
- Ciociu, a dolarki szybko wyschną . Przecież jest tak gorąco- pociesza
mnie mała Gaby.
Przechodzimy na piętro. W sali wita nas z ogromna
uprzejmością kucharz oraz towarzysząca mu Japonka w kimono.
Zapraszają nas do zajęcia
miejsca z trzech stron długiego stołu ( teppan) z metalowym blatem. Jedna
strona jest królestwem kucharza.
Obok stołu jest trochę mniejszy stolik na składniki do naszych dań, i narzędzia.
Obok stołu jest trochę mniejszy stolik na składniki do naszych dań, i narzędzia.
Zaczyna się show. Przed naszymi oczami błyszczą noże, co i raz wirujące w powietrzu. To zrelaksowany kucharz naprzeciw nas sieka i miesza mięso, warzywa i owoce morza z prędkością światła, ale nie zapomina, że ma gości przy stole. Jakby nic nie robił, prowadzi z nami konwersację.
Krysia przedstawia nas,
że jesteśmy Polakami. Na to kucharz:
- Aaa!. Polacy! Bigos i pierogi… – śmieje się.
Roznosi się przyjemna woń dań smażonych
tuż przed nami. Uważam, aby nie poparzyć się od gorącego blatu, bo przy moim
pechu to całkiem możliwe.
Podkarmieni możemy przejść do jakiegoś innego pawilonu. John rzuca
pomysł.
- Izrael.
- Trafna propozycja, - mówi Rela –
trochę emocji przyda się cioci i wujkowi, chociaż nie wiem, czy to odpowiednie
przy pełnych żołądkach.
- Zaryzykujemy- zgodziłam się w imieniu
swoim i Henryka. W Izraelu jeszcze nie byliśmy, ale kiedyś na pewno pojedziemy,
przecież jesteśmy katolikami. Nie wiem, co nam tu przedstawią w Disneylandzie. Cokolwiek to
będzie z kultury izraelskiej, to na pewno mnie zaciekawi.
Okazuje się, że mamy odbyć podróż do
Jerozolimy. W wielkim pomieszczeniu widzimy stare mury. Spacerujemy wąską
dróżką, która dalej tworzy aleję w starożytnym mieście. Należy zwrócić uwagę,
że jest wybrukowana prawdziwymi kamieniami Jerozolimy. Prowadzą nas do sali
kinowej. W każdym rzędzie przechodzi
jedna osoba, która przypina nas na trwale do foteli opasując sztywno biodra i
pas.
Trochę się dziwię, ale Krystyna nie zdradza powodu tego krępowania nas.
Gaśnie światło i zaczyna się projekcja, a właściwie symulacja lotu
helikopterem. Przewodnik zabiera nas na ekscytującą przejażdżkę przez 3000 lat
historii. Później interaktywnie pokazane są odkrycia współczesnego państwa
Izrael.
A po co nas tak krępowano? Czuliśmy się jakbyśmy siedzieli w
helikopterze obok pilota. W momencie startu fotel przechylał się do tyłu, kiedy
helikopter pikował, , pochylaliśmy się do przodu, a przecież lot to i zwroty w
prawo, czy w lewo. Strach wywoływał lot pomiędzy wąskimi uliczkami, wydawało
się, ze się nie zmieścimy. Na zakończenie helikopter
przy lądowaniu trochę nas potrząsł. Wreszcie zrozumiałam, co miała na myśli
Rela, kiedy wątpiła, czy pełen żołądek to wytrzyma.
Nie mamy dużo czasu na poznawanie
kultur innych narodów, więc przechodzimy alejami, podziwiając z zewnątrz
budowle typowe dla danego kraju, z jego otoczeniem, czy wystawianymi na
zewnątrz atrakcjami.
Wchodzimy jeszcze do pawilonu
meksykańskiego.
Następne rejony poznajemy z zewnątrz , spacerując alejkami. Podziwiamy min.: pokazy chińskich gimnastyków.
Następne rejony poznajemy z zewnątrz , spacerując alejkami. Podziwiamy min.: pokazy chińskich gimnastyków.
Proszę napotkanych przed pawilonem arabskim dwóch młodych Arabów ubranych w typowe dla nich długie białe szaty, prosząc, jak to jest tu w zwyczaju, aby na jednej z kartek, które mają przygotowane, napisali moje imię.
I oto mam jakieś esy floresy wypisane , owszem, ale nie dam głowy, czy to moje imię, czy jakiś żart młodzieńców.
Z tej kartki mogę sobie wyobrazić zamiast słowa Teresa mój profil.i dłoń ze wskazującym palcem na strzałkę kierującą w lewy dolny róg kartki, gdzie widnieje litera „T”. A to już by się zgadzało J
Musimy się pośpieszyć, bo po drugiej stronie
zalewu, centralnie położonego w Parku, jakieś poruszenie. Słyszę muzykę. Pytam
kuzynki, czy to jakaś nowa atrakcja nas czeka.
– A jakże- informuje Krystyna -
rozpoczyna się parada przedstawiająca Gobelin Narodów, specjalnie organizowany
na Obchody Millenium. Pokaz odbywa się dwa razy każdego wieczoru. Nie widzę wyraźnie, bo
parada jest jeszcze po przeciwległej stronie, ale da się zauważyć, że porusza
się w naszą stronę. Zbiera się coraz więcej ludzi, przygotowują się do zajęcia
jak najlepszych miejsc w alejach. My też dobrze się ulokowaliśmy. Przed nami
wózki, a w nich zmęczeni już: Gaby i Stephan.
Wzrok mój pada na zbliżający się grad przedmiotów i kolorów. Rela podpowiada mi, że ta różnorodność barw i postaci oraz urządzeń ma pokazać różnorodność ducha. Dziewiętnaście ognistych pochodni stwarza teatralne tło i jedność. Kinetyczne, większe niż naturalny rozmiar człowieka lalki przemieszczają się wokół World Showcase wraz z tancerzami i bębniarzami.
Ci ostatni jadą na przepięknie przystrojonych wozach i na swoich ogromnych bębnach nadają swoim rytmem dramaturgię nieobecnej, ale słyszalnej orkiestrze. Słychać w orkiestrze dzwony. Przebija się tez głęboki głos spikera, który, jak podpowiada Rela ma do przekazania przesłanie o różnorodności, ale i jedności narodów.
Każda marionetka poruszana jest przez
animatora. Każdy animator lalkarz ma do swojego ciała przymocowany kolorowy kostium. Lalki kołyszą się i skaczą w rytm muzyki.
Gaby i Stephan nagle się ożywiły i chętnie chcą podbiec do lalek, ale
rodzice im nie zezwalają. Za duże
zamieszanie wokół marionetek, nie jest bezpiecznie dla dzieci. Są jednak inni
widzowie odważni i podnoszą swoje dzieci na rękach wysoko, aby dotknęły lalkę.
Ależ będziemy mieć piękne pamiątkowe zdjęcia! Pokażemy Kasi, co straciła. Rela też
fotografuje namiętnie wszystko, bo to zresztą jej hobby. Trzeba przyznać, że
robi to prawie profesjonalnie.
Jest coraz ciemniej, ale oświetlenie jest
wspaniałe. Taka
parada, to przepiękny widok, ale najbardziej porusza mnie dźwięk, te bębny ,
dzwony, kuranty i na ich tle głęboki , niski głos spikera powoduje u mnie
dreszcze, mimo, że jest przecież upalnie. I jeszcze czuję coś, do czego nie
mogę się rodzince przyznać.
Jestem cholernie wściekła i chce mi się
płakać, że Kaśka właśnie dzisiaj wyjechała do Tampy i tego nie widzi i nie
słyszy.
Jest już późno. To nie koniec
dzisiejszych atrakcji. Na finał wieczoru, jak każdego dnia od początku roku
przez cały 2000 odbywa się iluminacja w czterech częściach pod nazwą Refleksy
Ziemi. Zwiedzający ten park rozrywki spodziewają się tego, ponieważ program
czytelnie informuje o czasie różnych atrakcji.
Okalają wody zalewu, który jest
centralnym miejscem tej iluminacji. My też zajmujemy wskazane miejsca przez
rodzinkę. Jak dobrze, że Gaby i Stephan siedzą w wózkach, bo już robi się
ciemno, a tłumy są nieprzebrane. Zresztą dzieciaki są już bardzo zmęczone,
mimo, ze dopiero oglądały paradę.
Nagle zaczyna brzmieć muzyka, w której przewodzą flety. Rytm wyznaczają bębny a "mądry" głos zaprasza nas do gromadzenia się wokół ognia w celu wysłuchania, obejrzenia i przeżycia opowieści na temat historii Ziemi.
Nagle zaczyna brzmieć muzyka, w której przewodzą flety. Rytm wyznaczają bębny a "mądry" głos zaprasza nas do gromadzenia się wokół ognia w celu wysłuchania, obejrzenia i przeżycia opowieści na temat historii Ziemi.
I część, jak informuje spiker, to „Chaos”. Lasery przedstawiają kolidujące ze sobą
planety. Słychać wciąż muzykę i ten
niski, poważny głos narratora. Współgranie obrazów i zsynchronizowanej z nimi muzyki tworzy jedna spójna całość.
II część to „ Porządek”.
Kula
przedstawiająca Ziemię wpływa do centrum zalewu i zmienia kolor od białej, ognistej
po stopioną czerwoną. Wyglądają jak strumienie rozpalonej lawy. Strzelają
wielkie płomienie i jęzory ognia, aby na końcu zobaczyć tworzenie się kontynentów.
Następna płynna zmiana to roślinność.
III część „Odrodzenie” przedstawia setki
obrazów życia na planecie, np. laserowy obraz Afryki i przebiegająca żyrafa. To
wszystko wielkości kilku piętrowego domu. Tu rej wodza flety w symfonii
dźwięków.
Następuje wreszcie „Kulminacja” - uroczysty finał.Ta ostatnia część przedstawia rozwój naszej planety. Ziemia zaczyna kwitnąć, otwiera się od góry i rozchyla jak płatki kwiatka, podczas, gdy na dnie jego zaczyna rosnąć pięknie wybarwiony fleming - jak podaje spiker - zwiastując nadejście nowego millenium.
I tu następuje extremum
pirotechniki.
W
środku zalewu odbywa się istny taniec
ognia.
W górę tryskają z ogromną mocą bajecznie podświetlone laserami fontanny, potężne kule i pióropusze i jak wielki różnobarwny laserowy pożar strzela wszystko w górę i rozlatuje się we wszystkich kierunkach.
Przeżywam to niezmiernie. Działa na mnie nie
tylko obraz, ale także wywołująca dreszcze muzyka, która potężnymi bębnami
nadaje rytm. Już nie słychać spikera . Sam obraz i dźwięk mówią wszystko.
Stanowi
to zwieńczenie całodniowego pobytu w parku rozrywki.
Wracamy samochodem z Orlando do Port
Orange, żywo wymieniając się doświadczonymi przeżyciami, kiedy Rela przerywa,
zwracając się do mnie:
-
Ciociu, szkoda, że jest już późno, bo miałabym jeszcze jedną propozycję.
Symulacją trzęsienia ziemi w wywróconym na dach domu. Miałabyś na to ochotę?
- O nie, serdecznie dziękuję Reli, bo dawka emocji dziś była za duża. Chyba, że chce się nas pozbyć, a na pewno dostałabym zawału.
Przejeżdżamy obok dziwnej architektury.
Mijamy odwrócony dom. Nie będziemy tam wchodzić. To tu mogłabym dostać zawału serca.
c.d. nastąpi
c.d. nastąpi