Tym razem coś lekkiego. Opiszę historyjkę opartą na faktach, zasłyszaną od mojej córki, wykładowcy języka angielskiego na UAM w Poznaniu.
Młody anglista opowiadał koleżance
ze studiów o swojej pierwszej lekcji prowadzonej w drugiej klasie szkoły podstawowej na podpoznańskiej wsi.
Po przedstawieniu się małym uczniom, usłyszał:
- Proszę pana,
czy ma pan dziewczynę?- spytała go mała
dziewczynka.
Nauczyciel nie miał
żadnej dziewczyny, zajmował się muzyką i to pochłaniało mu cały wolny czas. Nie
spotkał jeszcze tej jedynej. Dla odczepnego, zażenowany bezpośredniością dziecka, odpowiedział:
-
Mam.
- A gdzie ona mieszka?- ciągnęła
dziewczynka.
- W Poznaniu.
- A jak ma na imię?
Tu wymyślił na
poczekaniu imię.
- Ania.
- Ania? Łeee…,
to przecie moja ciocia , bo ona też mieszka w Poznaniu. Ale ona taka…. stara!
Anglista pochylił się nad dziennikiem , ukrywając rozbawienie, gdy inne dziecko
zawołało:
- Jak się pan
przychyla, to wygląda, jak samochód.
Nauczyciel zaczął kontynuując przerwany wątek, informować dziewczynkę, że Poznań jest trochę większy, niż ich miejscowość
i mieszka tam dość dużo kobiet o
imieniu Anna.
Klasa
rozzuchwalona łatwością konwersacji prześcigała się w ciekawostkach, którymi
chciała się podzielić z nowym nauczycielem.
- Proszę pana, proszę pana –
przekrzykiwał mały chłopiec swoich kolegów - a jak dziś jechalim do szkoły, to po drodze ukatrupilim ptoka.
„Chyba nie przynieśli go do klasy” –
strwożył się nauczyciel i zapytał:
-Gdzie go
macie?
- A odlecioł, proszę pana!
Młody anglista pomyślał „ ładna
polszczyzna, nie ma co. A swoją drogą ciekawe, jakie efekty przyniesie nauka angielskiego ?
Moje córki od
tej pory, kiedy z rodziną docierają po
wizycie u rodziców do swojego domu,
meldują się nam telefonicznie w
następujący sposób, przysyłając sms-a:
,, dojechalim szczęśliwie, ptoka nie
ukatrupilim,,
:-)